Treść strony

Biały rumak – Jadwiga Solińska

Redakcja
Iwona Wąsowicz-Szczepaniak
Opracowanie komputerowe
Barbara Popławska
Elżbieta Szczurek
Okładka i opracowanie graficzne
Jarosław T. Dzierniejko
Wydawca
Oficyna Wydawnicza WOAK w Białymstoku (2004)
Druk
Poligrafia Artur Milewski, Białystok
il. str. 61 format13x21

Jadwiga Solińska (urodzona w Wąsoszu Grajewskim i tam zamieszkała, woj. podlaskie) jest wszechstronnie uzdolnioną wybitną artystką ludową. W czasie II wojny światowej przebywała sześć lat na zesłaniu. Największe sukcesy osiągnęła w dziedzinie plastyki obrzędowej i zdobniczej oraz w pisarstwie. Wystawy jej sztuki miały miejsce w kraju (m.in. Białystok, Ciechanowiec, Kraków) oraz za granicą (Bułgaria, Niemcy, Szwecja). Od kilkunastu lat prowadzi indywidualne pokazy wykonywania ozdób świątecznych w Białostockim Muzeum Wsi. Należy do Stowarzyszenia Twórców Ludowych (bierze udział w pracach dwóch sekcji: sztuki i literatury ludowej) oraz do Klubu Poetów Ludowych działającego przy Oficynie Wydawniczej Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Białymstoku.

Pisze od najmłodszych lat. Pierwsza jej książka to wspomnienia z zesłania „Sybiraczka”, wydana w 1993 roku (dodruk 1995 i 2000). Jest także autorką kilkunastu tomików poetyckich dla dzieci i dorosłych: „Złoty dom” (1994, 1996), „Szczęście” (1995, 2001), „Graj Ewo” i „Skarb” (1998), „Krzak burzanu” (1999), „Błękitne piekiełko” i „Teofila i motyl” (2000),  „Krakowski lajkonik” i „Krasnoludek i myszka” (2001), „Pypcio i pchełki” (2003).

Jest laureatką wielu wyróżnień i nagród (m.in. nagrody im. Zygmunta Glogera). 14 września 2003 roku w Radomiu odebrała nagrodę im. Oskara Kolberga od Ministra Kultury. Należy do Drużyny Weteranów Harcerzy Ziemi Łomżyńskiej – Kręgu Seniorów im. Leona Kaliwody.

Więcej o twórczości Jadwigi Solińskiej

Kolorowe sny
Stefanii Topola

Ten dziewanny złoty kwiat,
to młodości mojej ślad.
A zaś wonny zapach bzów,
to wspomnienie moich snów.
Były takie kolorowe, piękne,
żółte i różowe –
jak kwiaty rozkwitające.
Bardzo były mi potrzebne –
jak powietrze, woda, słońce.
Przedstawiały się ciekawie.
Nie! To działo się na jawie.
To była miłość spełniona,
przez me serce wymarzona.
Niosła szczęścia pełen dzban
i ruszyła ze mną w tan.
Moja miłość, szczęście i ja.

10.04.2000 r.

Rozkosz
Irence Boroń z domu Solińskiej

Czerwono i różowo kwitnące malwy,
błękit nieba,
oszałamiający zapach
lipowych i akacjowych kwiatów.
Świętojańskie ognie,
pluskające w rzece ryby,
szybowanie bocianów
–  to uroki lata.
Chłonę je, aż do przesytu.
Zapasy rosną i rosną,
jak grzyby po deszczu.
Przydadzą się, przydadzą.
Na słotne dni jesieni,
na mroźne, zimowe miesiące.
Wyciągnę je wtedy z zanadrza,
rozwieszę na ścianach pokoju.
I będą moją rozkoszą.

1.07.1999 r.

Pozostań
Kochanej Irence Rymwid-Mickiewicz

Nie całuj mnie tak mocno!
Każdy twój pocałunek
zostawia piętno na moim ciele.
Nie wkładaj w moje dłonie
bukietu fioletowych floksów,
bo jutro zwiędną.
Nie częstuj malinami,
one mają smak
nienasyconej miłości.
Nie ozdabiaj mej głowy
wieńcem z chmielowych szyszek,
gdyż oszałamiają.
Tylko weź mnie w ramiona.
Pozostań – nie odchodź!
Ukochane lato.

10.09.1999 r.

Łabędzie
Krzysztofowi Lisiakowi

Jak dobrze, jak słodko
w letnie popołudnie
płynąć żaglówką
po tafli jeziora.
Jezioro lekko faluje
i wodzi na pokuszenie.
W wodzie, jak w lustrze
przeglądają się łabędzie,
podziwiając piękno
swojej urody.
O łabędzie białopióre,
podobne do aniołów,
zatrzymajcie czas!
Niech lato wiecznie trwa.

Biały rumak
Stefanowi Solińskiemu

Jestem pasażerką.
Siedzę jak królowa na tronie.
I asfaltową szosą
nowoczesnym autem jadę!
Za oknami
zmieniają się krajobrazy.
Oto wieś, tu jeszcze wczoraj
wesoło parskały konie.
Dziś nie ma żadnego;
nawet na lekarstwo.
Za to pełno mechanicznych.
Cóż? Takie czasy…
Dalej roztoczył się miły widok,
który oparł się czasowi.
To błękitne kwiaty podróżniczka
uśmiechają się przyjaźnie.
A drobne kwiaty szaleju
oznajmiają, że lato jest w pełni.
Pędź, pędź biały rumaku
o imieniu Opel,
wieź mnie wieź!
Oby nie do niebios bram.

W złotym domu
Krzysztofowi Kołtunowi

Rodziły się w mroźne,
zimowe wieczory,
przedłużające się w nieskończoność.
Były niezwykle piękne.
Miały marzące oczy,
długie, falujące włosy,
kształtne ręce i nogi.
Towarzyszył im
lekki uśmiech na twarzach.
Rodzeniu nie towarzyszył krzyk,
tylko radosny szept
z powodu zaistnienia.
Zamieszkały wszystkie
w złotym domu.
Ja pokochałam je całym sercem.
One nigdy mnie nie opuszczą.
Moje anioły!

10.02.2000 r