Treść strony

Topolowa dusza – Stanisława Szwajkowska

Wybór
Barbara Pacholska
Korekta
Iwona Wąsowicz-Szczepaniak
Skład i opracowanie
Barbara Popławska
Okładka
Jarosław Dzierniejko
Wydawca
Oficyna Wydawnicza WOAK w Białymstoku (2002)
Druk
Zakład Poligraficzny „ABIS” w Białymstoku
il. str. 47 format 14,5×20,5

Stanisława Szwajkowska pisała wiersze od najmłodszych lat; zapisywała wszystko, co działo się dookoła. Ale ponieważ nikt nie interesował się jej poezją, wiersze gubiła, niszczyła. Podczas wystawy „Rękodzieło wsi” w Siemiatyczach (wystawiała robótki ręczne), poproszona przez Kazimierza Derkowskiego powiedziała wiersz o Warszawie, co spowodowało, że dyrektor zaprosił ją na spotkanie Klubu Poetów Ludowych działającego przy Wojewódzkim Domu Kultury w Białymstoku
Od tej pory zaczęła brać udział w wyjazdach, spotkaniach folklorystycznych, udzielała się także w Klubie Literackim powstałym w Siemiatyczach. Pierwszy tomik wydany przez Wojewódzki Dom Kultury w Białymstoku nosił tytuł „Dlaczego piszę?”. Następny jej tomik „Mój dom” był wydany także przez Oficynę Wydawniczą WDK.
Dla Stanisławy Szwajkowskiej pisanie jest jak życie, jak oddychanie, pisze przy zbieraniu siania, przy pasieniu krów. Mimo ciężkiej pracy na gospodarce obserwuje wszystko to, co ją otacza, a najczęściej jest to przyroda, ponieważ mieszka na liczącej tylko dwa domy kolonii, otoczonej lasami (O lesie, lesie, / kto szum twój…) Martwi się, że w tym roku nie przyleciały bociany: „Straszna żałoba, serce pęka. Witały się i żegnały, oblatywały gospodarstwo. Ale cóż – nie złapiesz ich w powietrzu. Raz nawet bocian na zimę został.”
Urodziła się w Dołubowie w rodzinie chłopskiej, jako jedna z pięciu sióstr. Ojciec był człowiekiem oczytanym, lubił literaturę. Ukończyła w szkole podstawowej w Dołubowie pięć klas. Uwielbiała czytać. Pamięta, jak przy pasieniu krów tak zaczytała się w „Hrabim Monte Cristo”, że krowy rozeszły się po lesie. Aby pomóc matce wyszła za mąż za człowieka starszego od siebie o 20 lat i została gospodynią na kolonii Dołubowo–Chrościanka. Po śmierci męża prowadzi dwunastohektarowe gospodarstwo razem z córką i wnuczką i pomaga w wychowaniu prawnuczek. Przez kilkanaście lat miała hafciarski zakład – nauczyła hafciarstwa 30 dziewcząt. Wyszywała obrusy, serwetki, lauferki, fartuszki, pościel, obrusy do kościoła. W antologii „Chodziłeś naszymi drogami” poświęconej Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II znalazło się aż siedem jej wierszy. Książka została wręczona Ojcu Świętemu podczas Jego wizyty apostolskiej w Drohiczynie w dn. 10 czerwca 1999 r.

Powitanie

Witam cię, dniu przy wschodzie słońca,
Witam cię, zorzo rano świecąca,
Witam was, ptaki wysoko pod niebem,
Witam cię, ziemio pachnąca chlebem.

Witam was, kwiaty kwitnące na łąkach,
I mądre pszczoły szumiące w pasiekach,
Błękitne wody  płynące do morza,
Wody przeczyste w naszych polskich rzekach.

Wszystko ja witam ze wschodem słońca
Ten cud przyrody z bliska i z daleka
Panu niech będzie podzięka gorąca,
Że to całe piękno dał dla Człowieka!

***

Wiosna

Obudźcie się łany zielone,
Zaszumcie lasy drzemiące,
Powiało wiatrem wiosennym,
Już świeci wiosenne słońce.

Skowronku, zwiastunie wiosny,
Wzbij się wysoko pod niebem,
Zaśpiewaj pieśń powitania
Dla ziemi pachnącej chlebem.

Rozchylcie swoje kwiaty
Kaczeńce na moczarach,
Wietrze zagraj o wiośnie
Na drzew drzemiących konarach.

Wylećcie małe pszczółki
Po śnie zimowym z ula,
Już wiosna w całej krasie,
Śnieg ziemi nie otula.

Wiosna powraca do nas
Zawsze każdego roku,
Lecz rok przeżyty nie wróci
Łzę pozostawi w oku.

*** 

Topolowa dusza

Rosła przy drodze wysoka topola,
Cień swój rzucała na drogę, na pola,
Szumiała listkami, wiosną się cieszyła,
Zmęczonych przechodniów ramiona chłodziła.
Rosła taka wyniosła, szumiąca, wspaniała,
Ptak w jej gałęziach wciąż śpiewał
I przyszedł zły człowiek, co zboże opryskał
I tą trucizną topolę podlewał.
A w środku lata biedna topola
Listki pożółkłe tracić zaczęła,
Uschły gałązki, kora popękała
Na przyszłą wiosnę się nie rozwinęła.
Lecz tego człowieka ja zapytać muszę
Niech mi odpowie, bo mnie serce boli
Nie ma już cienia, nie szumi, nie płacze,
Uschła, umarła i nie ma topoli.
Nie ma gdzie usiąść ten niedobry człowiek,
Kiedy się zmęczy, słońce go napali,
Na pieńku siada pod gołym niebem,
A pień topoli się żali:
Ty mnie otrułeś, zabrałeś mi życie,
Co ja ci złego zrobiłam?
Uschłam i strasznie przeżyłam katusze:
Ścięto na opał me wysokie ciało,
Lecz w pniu zostawiłam swoją duszę.