Redaktor: Izabela Dąbrowska
Konsultacje: Katarzyna Kościewicz, Wiesław Szymański
Projekt okładki: Adam Ślefarski
Korekta: Joanna Krukowska
Opracowanie: Barbara Popławska
Wydawca:
Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Białymstoku, ul. Kilińskiego 8
Patronat: www.e-kultura.pl
Druk:
Drukarnia PATRONAT
Białystok, ul. Świętojańska 2a
© Copyright by WOAK, Białystok 2012
© Copyright by Ewa Urbala, 2012
ISBN 978-83-60308-33-2
Wydanie opowiadania ufundował Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Białymstoku jako nagrodę w III edycji Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego „Tutaj jestem”.
Szukając właściwych słów dla scharakteryzowania prozy Ewy Urbali, posłużę się trawestacją fragmentu wiersza Marcina Barana Sosnowiec jest jak kobieta. W odniesieniu do bohaterki Gorzkiej słowa „bo kochać to znaczy dotykać” z powodzeniem moglibyśmy odmienić na „bo żyć to znaczy czuć”. W uczynieniu z sensualności wybijającej się cechy własnej twórczości Ewa Urbala nie jest odosobniona. Najnowsza literatura polska bogata jest w bohaterów, którzy doświadczają siebie i świat ciałem, wyrażają siebie jako „ciało czujące”. Pod tym względem po drodze jest autorce z amerykańskim somaestetykiem Richardem Shustermanem, który uważa, że ciało zawsze jest narzędziem, za pomocą którego uczestniczymy w życiu społecznym i poznajemy świat.
Doświadczenie egzystencjalne bohaterki Gorzkiej to przede wszystkim samotność, rozpacz i strata. Ewa Urbala werbalizuje je odrzucając jakiekolwiek konceptualizacje (filozoficzne, religijne, światopoglądowe) na rzecz ciała. Jest tłumaczem tego, co intelektualne i emocjonalne na język cielesności. Rozpacz jest więc w jej prozie ciałem w czerni, ciałem krwawiącym, wydrążonym, poranionym. Emocjonalna opresja, w której pogrążona jest bohaterka staje się fizyczną opresją ciała, z krzyczącymi czerwienią bliznami po kolejnych samobójczych próbach. Ta nadobecność ciała w prozie Ewy Urbali jest w dużym stopniu pochodną wyboru tematu: miłości/seksu czy poronienia. Najdobitniejszą figurą depresji i rozpaczy jest po wielokroć przywoływany obraz unicestwianego ciała poprzez podcięcie żył, powieszenie, utopienie czy upadek. Gorzka to wreszcie także ciało kobiece, w odniesieniu do którego odnosić można kategorie erotyczno-estetyczne (ciało ładne i brzydkie, podniecające i odpychające), czy kulturowe (ciało naturalne i ciało umalowane, nagie i ubrane, ciało jako komunikat). Kondycja ciała modeluje także rytm prozy: migawkowy, rwany, ostry, jak cięcie noża; i jej styl: oszczędny, bazujący na repetycjach.
Ostatecznie Gorzka Ewy Urbali to trudna, ale przy tym poruszająca opowieść o kobiecie, która wierzy, że przed nią samą ocali ją miłość i macierzyństwo. Na próżno. „Pachnę śmiercią, a we włosach hoduję dybuki” – stwierdzi w finale opowieści Ewa.
Katarzyna Kościewicz
* * *
W jednym z pierwszych zdań tego opowiadania bohaterka mówi: „zalęgła się we mnie śmierć”. Jak to – zalęgła? – pytamy w pierwszym odruchu my, czytelnicy – przecież śmierć dana nam jest wraz z życiem. Nieodwołalnie, ostatecznie, bezdyskusyjnie. Więc czy może się zalęgnąć – skoro jest?
„Zalęgła…” . Bohaterka nie mówi: „mam w sobie śmierć”, czy „noszę w sobie śmierć”, lecz właśnie – „zalęgła”. Śmierć fizyczną, kres życia – mamy w sobie niezależnie od nas samych, od naszego postępowania, od doświadczeń. Czy zatem śmierć, która się „zalęga” jest inna?
Jaka jest przyczyna owego zalęgnięcia? Kiedy ono następuje? Jak się rozwija i czy jest elementem kresu fizycznego, czy też taka „śmierć” może się wylęgnąć i opuścić nasze … właśnie, chciałem napisać – ciało, ale powinienem chyba napisać – umysł.
Chociaż, zaraz – jeśli potraktować owo „zalęgnąć” dosłownie, to momentem owego zalęgnięcia będzie poczęcie Stasia, dziecka, ukochanego synka, który się nigdy nie urodził. Z tym, że czy o poczęciu nowego życia można mówić jako o „zalegnięciu” się śmierci?
Przy takim podejściu – śmierć w postaci zarodka pojawia się i znika usunięta przez lekarzy po odrzuceniu zarodka przez organizm.
Druga możliwość – i tu wskazówki do takiej interpretacji znajdujemy również w pierwszych zdaniach opowiadania – to śmierć psychiczna, która każe myśleć o precyzyjnym poprowadzeniu ostrza w poprzek żyły na długo przed pojawieniem się w łonie ukochanego synka, Stasia.
A jeśli tak, to o przyczynach takiego zalęgnięcia wiemy tyle, co nic. Bohaterka jest przecież studentką, modnie się ubiera, jest zadbana, ma towarzystwo – jednym słowem nic, tylko korzystać z życia.
I raptem pojawia się zalążek śmierci. „Zalęgła się we mnie śmierć”… brzmi ostatecznie, słowo „zalążek” absolutnie tu nie pasuje, brzmi optymistycznie, jako coś pełnego życia i energii, a tymczasem opowieść idzie w zupełnie innym kierunku.
Więc jaka to śmierć… Psychiczna. Depresja? Schizofrenia?
Czy ratunkiem może być miłość? A może bycie razem z drugim człowiekiem – wspólne rozwiązywanie problemów, robienie zakupów, wspólne noce i dnie, plany i marzenia, sukcesy i rozczarowania?
A może nowe życie? Niestety, całą radość i całą przyszłość z tym nowym życiem związaną zabiera śmierć.
Psycholog bądź psychiatra łatwo rozpozna i łatwo nazwie poszczególne fazy czy etapy choroby, na którą cierpi bohaterka opowiadania. Ujmie to w naukowe, obcobrzmiące określenia.
Krytyk literacki przyłoży do tego taką lub inną etykietę gatunkową, zamykając ten kawałek prozy w szufladzie z napisem na przykład „monolog autoterapeutyczny”.
Być może pochyli się nad tym któryś z serialowych scenarzystów, bo temat choć nie nowy, po dopisaniu kilku wątków pobocznych, wydaje się być dobrym materiałem na przynajmniej dwanaście odcinków.
A tak zwany przeciętny, zwyczajny czytelnik, do których pozwolę zaliczyć siebie, po lekturze opowiadania Ewy Urbali pomyśli odkładając maszynopis: – Jak wiele trzeba w życiu przejść, jak wiele doświadczyć, by powiedzieć i napisać – „zalęgła się we mnie śmierć”.
I po chwili, dopijając wystygłą herbatę, pomyśli jeszcze – jaka to ludzka historia. I jak dobrze napisana.
Wiesław Szymański